Mikrobudżety, czyli jak robić tanie filmy
Kręcenie filmów wymaga sporych nakładów finansowych, najczęściej wielu milionów złotych czy dolarów. Niektórzy twórcy potrafią jednak poradzić sobie z symbolicznym budżetem i odnieść sukces. Wymaga to jednak specyficznego podejścia.
![Mikrobudżety](https://sp-ao.shortpixel.ai/client/to_webp,q_glossy,ret_img,w_800,h_335/https://swarzedz24.pl/wp-content/uploads/2023/12/W-nich-cala-nadzieja_fot.-Wiktor-Obrok-1024x429.jpeg)
Nawet najzdolniejszy filmowiec nie dostanie od razu dziesiątek milionów dolarów. By zadebiutować, twórcy często operują na mikroskopijnych budżetach. Taki punkt wyjścia wymaga pomysłowości, przedsiębiorczości i zaradności, ale może zaowocować czymś wyjątkowym.
Niewielki budżet to ograniczenie, ale też wyzwanie, by działać kreatywnie. Steven Spielberg musiał liczyć każdego dolara, by nakręcić „Szczęki”. Reżyser na szczątkowej obecności rekina-ludojada budował napięcie, dzięki któremu film przeszedł do historii. Kultowe „Martwe zło” Sam Raimi zrealizował za niecałe 400 tys. dolarów. A to i tak astronomiczna kwota w porównaniu do zrealizowanego przez Roberta Rodrigueza za 7 tysięcy dolarów „El Mariachiego” czy kosztującego 22 tys. dolarów „Blair Witch Project” (inny dochodowy horror, „Paranormal Activity”, kosztował tylko 15 tys. dolarów) – filmów, które zapoczątkowały głośne i dochodowe serie.
Polacy też tak chcą – stworzyć hity za małe pieniądze. Jeśli nie ma się wyrobionego nazwiska i renomy albo znajomych bogaczy, trudno trafić do prywatnych sponsorów, ale istnieją sposoby, by pozyskać środki wystarczające na pierwszy „poważny” film.
W 2018 roku Państwowy Instytut Sztuki Filmowej stworzył program mikrobudżetów „Pierwszy film”. Inicjatywę skierowano do debiutantów po szkołach filmowych oraz do samouków, którzy już dysponują portfolio, składającym się np. z reklam, teledysków czy krótkometrażowych etiud i chcą nakręcić produkcję pełnometrażową (tzn. dłuższą niż 72 minuty). Mogli liczyć na dofinansowanie rzędu kilkuset tysięcy lub nawet miliona złotych. Filmowiec ubiegający się o te pieniądze nie powinien korzystać ze wsparcia innych, zewnętrznych inwestorów, nie licząc telewizyjnego koproducenta (5 proc. kosztów pokrywa producent, 10 proc. koproducent, 85 proc. PISF). Projekt trzeba też zorganizować w określonym przez PISF czasie, a następnie produkcja przejdzie – to warunek, który trzeba spełnić! – chrzest ognia na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni oraz, jeśli to możliwe, na innych imprezach tego typu.
![Mikrobudżety](https://sp-ao.shortpixel.ai/client/to_webp,q_glossy,ret_img,w_800,h_335/https://swarzedz24.pl/wp-content/uploads/2023/12/Pokolenie-Ikea_kadr-z-filmu-33-1024x429.jpg)
Z pomocą pieniędzy z PISF-u powstało w ostatnich latach kilka popularnych pozycji – z niewielkim budżetem można się przebić. Szumu, nie zawsze dobrego, narobiło „Pokolenie Ikea”. Dosyć dobrze odebrano „Każdy ma swoje lato”, spore zainteresowanie wzbudziło tegoroczne „W nich cała nadzieja” – postapokaliptyczny film s.f. Piotra Biedronia opowiadający o starciu człowieka z robotem. Film zwracał uwagę porządnymi dekoracjami i przekonującymi efektami specjalnymi.
W nich cała nadzieja – zwiastun. Materiały prasowe. Galapagos Films
Z tego samego „miotu”, pokazanego na FPFF, wywodzi się „Ultima Thule” Klaudiusza Chrostowskiego z Jakubem Gierszałem („Yuma”, „Sala samobójców”) i Weroniką Humaj („Wataha”, „Stulecie Winnych”, „Czas honoru. Powstanie”). To prosta i kameralna, ale wdzięczna i doceniona przez widzów opowieść o poszukiwaniu siebie, a dodatkowym walorem był klimat odizolowanej brytyjskiej wysepki. Tak naprawdę według widzów i krytyków tylko „Życie w błocie się złoci” Piotra Kujawińskiego okazało się niewypałem, który docenić mogą wyłącznie miłośnicy hip-hopu. Obrazowi nie pomogła nawet obecność uznanego aktora, Jana Nowickiego. Ale to jedno złe trafienie na trzy bardzo przyzwoite i pokazujące potencjał twórców. Autor ostatniego z wymienionych filmów być może zaś wyciągnie jakąś nauczkę z chłodnego odbioru.
Takie produkcje wymagają specjalnego podejścia i ogromnej dyscypliny. Już na etapie scenariusza należy planować wydarzenia tak, by rozgrywały się na jak najmniejszej przestrzeni, wykorzystywały naturalne scenografie i dekoracje. Fabułę trzeba rozpisać tak, by uczestniczyło w niej jak najmniej bohaterów. „W nich cała nadzieja” to spektakl dwójki aktorów – Magdaleny Wieczorek i podkładającego głos Robota Jacka Belera. Mogliście też pewnie zauważyć, że w produkcjach z mikrobudżetem główne role najczęściej grają aktorzy zdolni, ale mało znani.
Kto wie, może w takich warunkach doczekamy się swoich „Wściekłych psów” lub produkcji w stylu Clinta Eastwooda? W Polsce też w końcu musi się w pełni udać.
Zadanie „ODKRYJ MAGIĘ KINA” jest współfinansowane ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Interesujesz się kinem, szczególnie polskimi produkcjami? Zobacz więcej na www.magiakina.com
A aktualności ze Swarzędza i okolic znajdziecie TUTAJ.