O Piotrze Choryńskim i jego pasjach – żona Danuta
W piątkowe południe, pożegnaliśmy mojego męża Piotra Choryńskiego. Mszę Świętą pięknie odprawił, jego były uczeń, ksiądz Jakub Drosik, za co serdecznie dziękujemy. Chór Akord swoim śpiewem podkreślił doniosłość uroczystości, na cmentarz poprowadziły dźwięki trąbki. Słowa smutku i uznania wygłosił burmistrz Marian Szkudlarek, pięknie pożegnała przewodnicząca Rady Miejskiej Barbara Czachura, podziękowania za lata pracy i oddanie szkole dorzucił dyrektor liceum Wojciech Hoffmann.
Dziękuję za te wspaniałe, serdeczne i szczere słowa, za wsparcie, współudział w bólu. Dziękuję Wszystkim, którzy towarzyszyli mojemu Mężowi w jego ostatniej ziemskiej drodze, którzy też w duchu ze smutkiem żegnali się z nim. Może, ktoś patrzący z boku stwierdził: piękny pogrzeb, ale chyba taki był.
Już nie ma Piotrusia z nami, zabraknie go najbardziej rodzinie, bardzo tęsknimy. Puste wieczory, zimne poranki, smutne niedziele. Ale ciągle będziemy z nim rozmawiać, pytać o radę, przywoływać jego myśli, słowa, wspominać, sprzeczać się, przekonywać do swoich racji.
Piotr miał swoje pasje: uwielbiał wycieczki rodzinne, wędrówki po Karkonoszach, podróże długie i krótsze, jeździł ze mną na zawody Nornic Walking i dopingował (po listopadowych w Łebie, spacerowaliśmy po pustej plaży – nie wiedzieliśmy, że to taki nasz ostatni wspólny). Zbierał stare pocztówki o Swarzędzu (album „Swarzędz na starych pocztówkach”), filiżanki do espresso, na które zaczynało brakować już miejsca. Był dumny z syna, synowej. Oczkiem w głowie był jego ukochany wnuczek. Razem surfowali po Internecie oglądając różne ciekawe rzeczy, zamawiali zabawki potajemnie, a potem – Fryderyk, jeżdżąc zabawowym motorkiem po naszej uliczce zmuszał często dziadka do biegu. Wracali zmęczeni, ale zadowoleni i po kryjomu (bo co powie mama) jedli sushi.
Piotr był człowiekiem czynu (tak go też wszyscy postrzegali), nie znosił stagnacji, ciągle angażował się w jakieś problemy, szukał, załatwiał, martwił się, pomagał, sprawdzał, lubił różne nowinki. Nie znosił fałszu, pustych słów, obiecanek, kłótni. Uważał, że trzeba rozmawiać – chcieć rozmawiać! bo to jest najlepsza metoda, a konsensus jest zwycięstwem. Czasami wkurzał się na siebie, stwierdzając: „Mam tyle lat, a jeszcze nieraz daję się podejść, powinienem być już na to uodporniony, a jednak rozgoryczenie boli”.
Miał też pasje wykraczające poza prywatność. Był swarzędzaninem od urodzenia. Był z tego dumny, pragnął, by to jego miasto było zadbane, ładne, czyste (dzisiaj spokojnie spacerujemy ścieżkami nad jeziorem, nie obawiając się niespodzianek, chociaż…). Ale też troszczył się o czyste powietrze, byśmy my i nasze dzieci mieli czym oddychać. Pisał o tym szeroko na łamach Informatora Swarzędzkiego, rozmawiał, szukał rozwiązań, podpowiadał pomysły. U siebie na dachu zamontował panele fotowoltaiczne.
Inny problem, swoista pasja, o którą walczył bardzo długo, była Rada Seniorów (istniała już w wielu miejscowościach, a u nas nie). Chciał, by była to Rada wszystkich seniorów, jest ich w naszej gminie ponad 8 tysięcy, a nie tylko Rada Seniorów Związku Emerytów i Rencistów (200 osób?). Proponował rozpocząć działania nowej Rady od szerokiej informacji, adresowanej do wszystkich seniorów, uczestniczenia w posiedzeniach Rady Miejskiej naszego miasta, od poznawania pracy rad w innych miejscowościach, bo przecież korzystanie z czyichś dobrych doświadczeń i wzorów to żaden wstyd, a można się wiele nauczyć. Ludzie starsi, samotni, potrzebują wsparcia, pomocy, zainteresowania, a nie wszystkich interesują wycieczki i bale.
Kolejną sprawą (pasją), o której toczyliśmy w domu szerokie dyskusje, była Karta Seniora. Piotr walczył o nią, pisał wiele razy w gazecie, na Facebooku, sprawdzał jak funkcjonuje w innych miejscowościach. Wskazywał korzyści płynące dla seniorów z jej posiadania. A ciągle jej nie ma.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nie wszystkim podobają się te słowa, które zaprzątały bardzo myśli mojego Piotra, a którym nadałam formę pisemnej refleksji. Czasem trzeba powiedzieć głośno i prosto, by problem zaistniał, dotarł, by wzbudził zainteresowanie, bo wtedy już nie można udawać, że go nie ma.
Te sprawy – pasje bardzo angażowały Piotra, denerwowały, nie dawały mu spokoju, męczyły go, bolały. Pozostawił je jako swoistą misję, testament, który winniśmy przyjąć i zacząć realizować.
Pamiętajmy więc: troszczmy się o nasze miasto, o czyste powietrze; nie kłóćmy się, ale rozmawiajmy, pomagajmy sobie nawzajem; stwórzmy Kartę Seniora i Radę Wszystkich Seniorów w naszej gminie! Pamiętajmy , że: „Życie to echo. Co wysyłasz – wraca. Co siejesz – zbierasz. Co dajesz – dostajesz”.
Danuta Wereszczyńska-Choryńska