„Ostatnia strona”, Informator Swarzędzki, kwiecień 2018

To nie będzie kolejne nudne moralizatorstwo. Nie będzie żadnego pouczania i mówienia o tym jak być powinno. A nie jest, bo takie złe to społeczeństwo, bo tacy niemądrzy ci ludzie. Obiecuję. To będzie tylko prośba. O rozsądek. O nasz wspólny interes. O nasze bezpieczeństwo. O szacunek.

W końcu to jakie jest społeczeństwo, zależy tylko od nas. To nie jacyś inni wyrzucają śmieci na chodnik, to nie inni parkują tam, gdzie nie powinni. To my sami, nasi znajomi, sąsiedzi, rodzina. Jasne, może akurat wymienione przewinienie kogoś bezpośrednio nie dotyczy, ale każdy ma jakieś drobne grzeszki na sumieniu, choćby nie zwrócenie uwagi komuś, kto działa na naszą wspólną niekorzyść.

Dawniej, a także obecnie w mniejszych społecznościach, bardzo skutecznym mechanizmem, który przyczyniał się do utrzymywania porządku i ładu, była kontrola społeczna. W małej społeczności, gdzie każdy każdego zna, przewinienie było od razu wychwytywane, a sprawca momentalnie spotykał się z ostracyzmem najbliższego otoczenia, dodajmy, często stanowiącego jedyny punkt odniesienia. Nie mówię przez to, że należy dokonywać linczu, bo ktoś postanowił nocą podrzucić starą lodówkę pod wiatę śmietnikową, ale niewątpliwie mechanizm kontroli społecznej był bardzo skuteczny. W Swarzędzu, gdzie długoletni mieszkańcy zaczynają stanowić mniejszość (jeśli nie już, to na pewno w przyszłości), nie ma mowy o funkcjonowaniu klasycznej kontroli społecznej. Wspólnoty dopiero się tworzą i istotniejszą rolę przybierają bardziej zinstytucjonalizowane formy współfunkcjonowania, jak choćby te związane z mieszkaniem w jednym budynku.

Jak się jednak okazuje, nie wszędzie działa to dobrze. W ostatnich tygodniach mieliśmy dość drastyczny przykład tego, że przynależność do jednej wspólnoty mieszkaniowej w zasadzie nic nie znaczy. Na os. Działyńskiego, przy jednym z bloków, doszło do dwóch dramatycznych zdarzeń, do których były wzywane służby ratunkowe – pogotowie i straż pożarna. Zarówno w pierwszym przypadku, jak i w drugim, przy pożarze, pojazdy uprzywilejowane nie mogły się dostać w pożądane miejsce, gdyż drogę – dziedziniec – pomimo ewidentnych zakazów – zastawiały samochody mieszkańców. Na nic zdawały się wieloletnie prośby i próby wymuszenia na zastawiających drogę ratunkową kierowców, by zostawiali pojazdy gdzie indziej. Aż doszło do tragedii. Ok, ratownicy sobie poradzili, strażacy też, ale może dojść do sytuacji, w której utrudniony dojazd zadecyduje o czyimś zdrowiu lub nawet życiu. I żeby było jasne – doskonale rozumiem trudną sytuację parkingową na osiedlu, ale część mieszkańców zdecydowała się kupić miejsce parkingowe lub stawiać samochód dalej, na parkingu strzeżonym. Wiem, wiem, wszystko kosztuje, ale samochód też, prawda? Jak kogoś stać na samochód, to raczej również na zapewnienie miejsca parkingowego, a jeśli nie to na zostawianie auta znacznie dalej. Pewnie, wygodne to nie jest, sam chętnie podjechałbym na czwarte piętro zamiast nieść dziecko z parkingu, z siatką z zakupami i torbą na laptopa na ramieniu.

Stąd też moja prośba. Myślmy o wspólnym interesie, jakim jest nasze bezpieczeństwo. Te kilka kroków więcej z auta jest nie tylko wyrazem rozsądku, ale przede wszystkim szacunku dla współmieszkańców. Dlatego proszę, szanujmy się nawzajem.

Adam Choryński